piątek, 20 lipca 2012

Jezus pod namiotem, czyli - "No dooobra. Co mi szkodzi?"


 W 2002 roku moja kochana Mama wypędziła mnie na zbiórkę harcerską, na którą wcale nie chciałem iść. Szedłem na nią jak na skazanie, a wróciłem całkowicie zakochany w harcerstwie, w ludziach których spotkałem i w... harcówce :) w ZHP przeżyłem masę niesamowitych przygód, nauczyłem się bardzo wiele, poznałem wspaniałych ludzi, ale prawdziwy przełom miał miejsce w 2006 roku kiedy Bóg zmienił moje życie, a jak to się dokładnie stało można przeczytać tutaj. Jakoś się tak stało że kiedy byłem w liceum i dalej kiedy poszedłem na ratownictwo, harcerstwo spłynęło gdzieś na dalszy plan, matura, plany na przyszłość i wspólnota charyzmatyczna do której należałem wypełniały mi czas. Bóg był ze mną jednak niezmiennie, ciągle czułem Jego opiekę i... wychowywał mnie po prostu.


Mniej więcej w maju 2011, przypomniał mi o harcerstwie i powiedział żebym do niego wrócił, bo ma tam dla mnie misję to wykonania. Okoliczności w jakich to było niech pozostaną między mną, Nim i osobami z którymi zdecydowałem się nimi podzielić.

Tak, wiem że „Bóg ma dla mnie misję!” to brzmi co najmniej jakbym był Mojżeszem, lub Abrahamem... ;) ale mam po prostu bliską relację z Bogiem i tak w praktyce czasem ta relacja wygląda, On mówi coś, a ja to robię.


Po powrocie do harcerstwa odkryłem że sporo się zmieniło i jest inaczej niż to pamiętałem za szczenięcych lat, było dużo pracy. Więcej niż kiedy byliśmy dzieciakami.

Mając świadomość że On nie powołał mnie w to miejsce żebym siedział na tyłku i w swojej bezczynności mówił ludziom o tym jak Bóg ich kocha, szybko zabrałem się do roboty. Zacząłem pracę w swojej dawnej drużynie, w krótkim czasie zostałem jej drużynowym, zreanimowałem swoje próby na stopnie, aby mieć większe możliwości i pole działania. Wszystko robiłem jakby z rozpędu, nie wiedząc co mnie czeka za zakrętem i jak to się skończy, ale w sercu... miałem pragnienie. Pragnienie dzielenia się miłością której doświadczyłem i przy okazji postanowiłem się na coś przydać, żeby ta miłość miała swoją podstawę w czynach, a nie była tylko pustymi słowami.

ZHP jest organizacją która za cel stawia sobie wychowywanie młodzieży, a wychowywanie to nie zawsze kwiatki, motylki i cukierki. Wie o tym każdy kto miał cokolwiek wspólnego z pracą wychowawczą :) czasem trzeba się postawić, czasem trzeba zagrać wszystko na jedną kartę, nie ma miejsca na pracę na pół gwizdka, a wszędzie tam gdzie jest więcej niż jeden lider na metr kwadratowy, nie trudno o spięcia. Pracując z harcerzami i z innymi drużynowymi, przekonałem się (eureka) że sam muszę się jeszcze sporo nauczyć i dojrzeć do wielu rzeczy.

Ktoś kiedyś mówił że stoi w miejscu ten kto nie popełnia błędów, nie wiem czy tak do końca jest :) przez ostatni rok popełniłem kilka poważnych błędów, ale byłem też świadkiem wielu cudów i dowodów Bożej miłości i mocy. To właśnie o tym chciałem dzisiaj napisać.


Poprosiłem Izę, Magdę i Izę :) żeby krótko opisały to, co przydarzyło im się na biwaku i na obozie, bo jestem pewien że poruszy to wielu z Was czytających to, o wiele bardziej niż gdybym ja to opisał.



Od dziecka na moich rękach były widoczne uczuleniowe krostki, które tworzyły duże czerwone plamy. Ciężko było to wyleczyć, bo cały czas powracało. W któryś weekend pojechałam na biwak harcerski. W powietrzu fruwało coś, po czym ręce piekły niesamowicie, mało tego wysypka pojawiła się również na szyi. Cała obolała szłam korytarzem gdzie Kondi modlił się o uzdrowienie pleców koleżanki. Słyszałam już o podobnym wydarzeniu, ale uważałam to za totalną bzdurę i szaleństwo. Lekko drwiąc powiedziałam Kondiemu, że skoro to prawda, to żeby wyleczył także moje ręce. Od tamtego momentu biwak przestał być już zwykłym biwakiem. Kondi dotknął mojej ręki i powiedział „W Imieniu Jezusa plamy zniknijcie, skóro bądź uzdrowiona. Teraz.”. Nie wierzyłam do momentu, w którym poczułam jak gorąco opuszcza moje ręce i szyje. Ciało ogarnął spokój i nieopisana radość. Plamy znikały na naszych oczach. Pobiegłam prędko do łazienki i nie dowierzając własnym oczom zaczęłam płakać. Po plamach na szyi nie było ani śladu. Następnego dnia ręce stały się gładkie. Najciekawsze chyba jest to, że tak jest aż do teraz.

Iza G.


Od tygodnia męczył mnie straszliwy ból pleców, ledwo chodziłam, a jednego dnia nie mogłam wstać z łóżka. Coraz bliżej do wyjazdowej zbiórki drużynowych i przybocznych, a ból nie ustępuje, ale co za różnica leżeć w domu, czy na biwaku? Tak więc pojechałam. Wieczorem po przyjeździe, Kondi zaproponował mi modlitwę za moje plecy, pomyślałam "to dziwne, ale co mi tam, nie mam nic do stracenia" i zgodziłam się. Podczas modlitwy nie czułam nic, ale gdy Kondi skończył się modlić, poczułam taką jakby ulgę na plecach i coś jeszcze czego nie da się opisać, to było takie... świetne uczucie! Mogłam się bez bólu schylić i ze szczęścia pobiegłam po plecak i normalnie nosiłam go na plecach [co wcześniej było niemożliwe], nawet z nim skakałam nie czując żadnego bólu. Byli tam inni ludzie którzy patrzyli na to wszystko i sądzili że nam odbiło, ale jestem pewna że gdyby to poczuli na sobie, zmieniliby zdanie.


Na obozie miałam niesamowity ból gardła, więc zgłosiłam się z tym do Kondiego, który długo nie czekając wziął mnie na bok i złapał mnie za szyję :P Lekko się wystraszyłam, ale gdy usłyszałam, że zaczął się modlić, żeby choroba odeszła od razu się uspokoiłam. Gdy zdjął dłoń z mojego gardła, nagle ból ustąpił, po prostu zniknął od tak. To było super niesamowite uczucie i osobiście uwielbiam jak Bóg ulecza.

Magda

Po dwóch dniach biegania w japonkach po deszczu przeziębiłam sobie pęcherz, ból podczas oddawania moczu z godziny na godzinę stawał się coraz bardziej dokuczliwy, doszło do tego, że najzwyczajniej w świecie bałam się... iść do toalety. Tego dnia Konrad się za mnie pomodlił, oczywiście było to dla mnie coś nowego, nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam i podeszłam do tego bardzo sceptycznie, pomyślałam: „ taaaa, jasne, no ale dobra co mi szkodzi”. Położył na mnie rękę i krótko się pomodlił. Czułam się nieswojo i dziwnie, ale z drugiej strony czułam takie ciepło które mnie wypełnia, a po modlitwie to było jakby jakiś ciężar z mojego ciała „spadł”. Gdy rano poszłam do toalety, bólu nie było, to było niesamowite, a łzy same cisnęły się na oczy.

Iza B.

Wierzący czy nie wierzący, wszyscy słyszeliśmy że jest Bóg, słyszeliśmy że posłał swojego Syna na ziemię, żeby Ten wziął na siebie nasz grzech. Wszyscy o tym słyszeliśmy, ale garstka doświadczyła namacalnego na to dowodu. Dlaczego tak niewielu? Skoro Jezus uczynił tyle cudów i powiedział:

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto wierzy we mnie, dzieł, których ja dokonuję, i on będzie dokonywał, i większych od tych dokona, bo ja odchodzę do mego Ojca. J 14:12

Myślę że winę za to ponosi kościół. Kościół, czyli my którzy oddaliśmy życie Jezusowi, ale wybraliśmy jedynie słuchanie Jego słów, nie wykonując ich. My jesteśmy odpowiedzialni. Nie ma co zwalać winy na niewierzących, szatana, na grzech panujący na świecie i że „jest ciągle gorzej”. To nasza odpowiedzialność żeby reprezentować niebo na ziemi, tak jak robił to Jezus.



To co napisały tutaj dziewczyny, to nie są żadne czary. To nie żadna bajka. To prawdziwi ludzie, prawdziwe dolegliwości i prawdziwa moc Boga - który upomina się o swoją własność. Ten Bóg mówi "Ja Jestem" :) BUM! i dzieją się cuda ;) Jego miłość jest namacalna, a ja w To wierzę i dzięki tej wierze, doświadczam tego każdego dnia.




Wierzę też że On chce dla nas lepiej niż my sami chcielibyśmy dla siebie. Chce oglądać nas w zdrowiu i dostatku. Jeśli więc Ciebie który to czytasz, porusza to co napisały tutaj dziewczyny, chcesz o tym pogadać, a może potrzebujesz uzdrowienia pisz śmiało na kondi106@gmail.com lub na fejsie http://www.facebook.com/kondi106