czwartek, 12 września 2013

Uczucia, konie i czemu on nie chce naprawić kranu...?

Tak właśnie o uczuciach chciałem napisać słów kilka. Jest to sfera w której szatan uwielbia motać, dolewać benzyny i patrzeć jak robimy z siebie idiotów :) Proszę się uczciwie przygotować na to, że będę się straszliwie mądrzył ponieważ, jestem bardzo zadowolony z tego jak ta sfera działa w moim życiu, uważam to za mega super fajną rzecz i oczywiście bez objawienia od Boga w tym temacie się nie obyło, więc do rzeczy.

Kiedy byłem dzieciakiem i latałem za dziewczynami, wydawało mi się że wszystko co ja czuję jest całkowicie prawdziwe i jest jedyną prawdą, jaka może mnie napędzać.

Powiedzmy jak spotykałem się z jakąś dziewczyną i poznawałem w międzyczasie inną, było dla mnie zupełnie niepojęte jak można powstrzymać tę ogromną siłę która ciągnie mnie do „tej nowej” ;) Dopiero po jakimś czasie, po krwi i bólu tragicznych rozstań i funkcjonowania w taki sposób, mój mózg zaczął analizować, że być może nie każde „motylki w brzuchu”, powinny determinować to jak się zachowuje i co czynię.



Chyba nie ma osoby która nie „przejechałaby się” na swoich własnych uczuciach. Nie musi to dotyczyć związków, przecież identyczna sprawa jest z takimi uczuciami -> „Jaka piękna i droga kurtka, musi być moja!”, kupiłem kurtkę. zamki się wypruły, dziury się porobiły w podszewce po 2 tygodniach, a ja już nienawidzę kurtek, nienawidzę tej firmy, nienawidzę tego świata....! To też są uczucia, ale jakoś na związkach zawsze najciekawiej się to wszystko dzieje i opowiada, więc chyba na tym się będę opierał, dlatego wszystkich wyznawców „Pożegnania z randką” którzy mnie czytają, proszę – nie piszcie mi jakim to biednym i nieszczęśliwym muszę być człowiekiem, że nie zrozumiałem objawionej w tej książce prawdy. Szanuję Was i to w co wierzycie, ale nie piszcie do mnie :P


Już ten młody Kondi, zaczął rozumieć podczas swoich perypetii z dziewczynami, że uczucia być może można, w jakiś nieokreślony wtedy dla niego sposób, kontrolować i kierować je na mniej lub bardziej uległe sobie tory. Wiem. Kontrolowanie swoich uczuć, brzmi jednak dość strasznie, bo w pierwszej chwili, zalatuje jakimś emocjonalnym gestapo, które biega z miernikiem i krzyczy „Nie wolno Ci tego czuć!”. Tak na serio pewnie ktoś mógłby się oburzyć i powiedzieć „Jak to kontrolować uczucia?! To co? Najlepiej je zamknąć w sobie i czekać aż wybuchną?!”. Nie. Jeśli ktoś zamyka swoje uczucia w szafie, nie okazuje ich, albo się ich boi, to najlepszy dowód na to że nie umie nad nimi zapanować, więc nie o to tutaj chodzi. Zamykane w szafie uczucia faktycznie mają tendencje do eksplodowania, płaczem, lękiem, w konsekwencji nawet tym co nazywamy nerwicą i depresją.


Te słowa które teraz przytoczę, mają moc sprawić że was przyszły osobisty psychoterapeuta będzie całkowicie bezrobotny :) więc zachęcam do skupienia.


Pewien mądry gość opisał to, jak uczucia rozrabiają w naszym życiu w następujący sposób.


Uczucia są jak konie. Dopóki trzyma się je w ryzach, kontroluje i sprawia żeby dla Ciebie pracowały, wszystko jest jak należy. Jednak kiedy dopuści się do tego że koń zdziczeje, wpadnie w szał i zacznie pędzić przed siebie, jest praktycznie niemożliwe żeby go powstrzymać. Wyobraź sobie powóz z konnym zaprzęgiem i woźnicę który stracił kontrolę nad końmi. Konie pędzą przed siebie, powóz nabiera prędkości, zaprzęg tratuje wszystko i wszystkich na swojej drodze, może nawet woźnica zeskakuje żeby ratować swoje życie.

Muszę się przyznać, że nie znam się na koniach, ale oglądałem sporo filmów :P i to wystarczyło żeby ten obraz do mnie przemówił i odmienił trochę moje życie. No bo... czy tak nie jest z naszymi uczuciami? Czy nie są one takimi końmi, które puszczone luzem potrafią nieźle narozrabiać? Spowodować że kogoś urazimy, zranimy, albo nawet damy komuś w mordę? :)

Kilka prawd zawiera się w tej metaforze z końmi i chciałbym podywagować o każdej z nich.

Po pierwsze, uczucia mają konkretną moc, konkretną kurde siłę kinetyczną, która może działać na naszą korzyść, albo niekorzyść w zależności od tego, czy postanowimy dorosnąć i nauczymy się je kontrolować, czy pozostaniemy na tym dziecinnym etapie „Każda fala mnie niesie”. W tym ostatnim przypadku konsekwencje są nieuniknione i często tragiczne. Prawda jest taka że.... emocje są po prostu bardzo kiepskim kierunkowskazem. Jest to dramat również dzisiejszego kościoła, w którym pełno jest ludzi którzy nie nauczyli się że uczucia można kontrolować i cierpią przez to niesamowicie, płynąc na uczuciach w relacjach z ludźmi, w relacji z Bogiem, przeżywając rozczarowania, rozwody i niszcząc relacje ze swoimi dziećmi, wiedząc że Bóg dla nich tego nie chce.








Po drugie (całkowita rewolucja w moim myśleniu),




Twoje uczucia nie są Tobą.

Bum. Koniec. Kropka. Możesz iść do domu i zjeść zupę :) bo tak jak koń który biegnie i ciągnie powóz, nie jest woźnicą, tak uczucie złości i „motylki w brzuchu” jak widzisz tego kogoś, albo chęć zabicia nauczyciela od matmy, to są emocje które tylko przez Ciebie przelatują, ALE ONE NIE SĄ TOBĄ.

Czy koń i woźnica, są współzależni? Tak, ale ta współzależność, jest tylko do pewnego stopnia i nie jest patologią TYLKO wtedy kiedy warunki stawia woźnica, czyli TY! Nawet się tak mówi „Nie powinienem tak zrobić, emocje wzięły nade mną górę.”


Jak byłem małym brzdącem, w piaskownicy tłukłem łopatką inne dzieci, które budowały lepsze zamki, albo miały lepsze zabawki ode mnie. Byłem realnie wściekły i zazdrosny wtedy. To było prawdziwe uczucie :) gdyby emocje były mną, gdybyśmy uznali że są wyznacznikiem tego co jest w moim środku, to moi rodzice powinni mnie wtedy zastrzelić, uznając że wyrosnę na jakiegoś szarlatana i mordercę, skoro takie emocje ze mnie wypływają już teraz i obnażają to jaki jestem. Minęło kilka lat :)  okazało się że nie tłukę ludzi, którzy mają lepszy samochód ode mnie, mimo że sam bym takim nie pogardził, a jak ktoś śpiewa, albo tańczy lepiej ode mnie, nie wzbudza to we mnie żalu, a nawet jestem zdolny do tego, żeby się tym zachwycić ;)



Twoje emocje nie są więc Tobą i nie są nawet wyznacznikiem tego co jest w Twoim środku! Wszystkich moich chrześcijańskich czytelników, poruszy na pewno ten fakt, bo to oznacza że jeśli np. czujesz że chcesz popełnić jakiś grzech, to nie znaczy że TY jako TY naprawdę chcesz to zrobić, to tylko chęć, tylko uczucie, które teraz jest, a za chwilę go nie ma! Szatan uwielbia nam to robić, przekonywać nas że to co właśnie czujemy, jest nami i mówi wtedy „Ha! Widzisz? To są Twoje pragnienia! Zgnijesz w piekle, bo taki właśnie jesteś. Zły i zepsuty.”. Tymczasem zostaliśmy ukrzyżowani z Jezusem i nasza grzeszna natura została od nas na zawsze oderwana Rzymian 5 i 6 mówią o tym bardzo dosadnie :) więcej o tym tutaj.

Wracając jednak do tego że emocje są siłą, którą nie zawsze łatwo jest powstrzymać.

Ona i On. Byli ze sobą 3 lata, teraz Ona z nim zerwała, bo poczuła że „To nie to”, ale chce bardzo żeby zostali przyjaciółmi. On jest ciągle w niej zakochany i się wycofał, nie chce z nią gadać, Ona się denerwuje i pyta się dlaczego tak jest? Otóż koleś daje dowód na to że rozumie swoje uczucia i że chce je kontrolować. To oczywiste że nie chce z nią gadać! Kiedy Ona jest blisko, budzą się w nim wspomnienia, serce bije mu znowu szybciej, a myśli biegną tylko w jednym kierunku „Co można zrobić żeby znowu byli razem.”. Ona chce żeby przyszedł i bez zobowiązań... naprawił jej kran w kuchni, a On nie chce przyjść, bo wie z jakimi emocjami będzie musiał walczyć potem, przez 3 dni.



Silnych uczuć, takich jak zakochanie, albo żal po utracie kogoś bliskiego, nie da się po prostu wyłączyć jak światła w łazience, potrzeba na to czasu i jest to naturalne. Mimo wszystko, to nie jest zielone światło do tego, żeby one determinowały to co robimy i jak się zachowujemy. Nie zawsze jest to proste, ale albo to, albo rozpędzony powóz zrobi komuś krzywdę. Wybór należy do Ciebie.